PONOWNIE GÓRA ŚLĘŻA (29)
Sesja osobista wykonana jako przekaz myślowy, liczba porządkowa 29
Wrocław, 1-wszy dzień marca 2004-ty rok
Istota Duchowa SAMUEL odpowiada na pytania za pośrednictwem swojego medium – Lucyny Łobos
Iwona: pytanie od Iwony Stankiewicz
Andrzej: pytanie od Andrzeja Wójcikiewicza
Uczestnicy: Lucyna Łobos, Iwona Stankiewicz, Andrzej Wójcikiewicz
.
– Wyniki bdań georadarowych
– Kości na Ślęży ważniejsze od skarbów tam ukrytych
– Przygotowania do spotkania w Chicago
– Omawianie rozpoczęcia wykopalisk
– Zniszczenie kościółka
– Wypędzenie satanistów przez Bonifacego
– Duch Światowid – bóg Słońca – Enki
– Zażycie „grzybka” przez Lucynę
SAMUEL: Witam was Ja, Samuel, i niech tak pozostanie. Zatem Andrzeju – słucham.
Andrzej: Witam, Samuelu i cieszę się z tego naszego dzisiejszego spotkania. Na pewno znasz wyniki badań geo-radarem i komentarz technika, który to robił. On twierdzi, że tam na Ślęży nie ma żadnych podziemi. Co sądzisz o tych badaniach?
SAMUEL: Nie są ścisłe. Powiem inaczej – kiedy szukali Troi, też wybitni naukowcy mówili: „bzdura, nic nie ma”. Człowiek oparł się tylko na mitach i opowieści, i znalazł skarb. Czy tam nic nie ma? Andrzeju – jest! Jeszcze raz twierdzę – jest! My mamy się dostać tak, jak powiedziałem – najpierw do pierwszego poziomu. Jest następny poziom już znacznie głębiej i żeby ułatwić sprawę – już zabrnęliśmy daleko, więc mamy zezwolenie, już nie będziemy potrzebować radaru. To było tylko potrzebne jako forma. Teraz pójdziemy inną drogą, czyli informacjami i przekazywanymi wiadomościami od ludzi. Możemy do drugiego poziomu wejść od tych grot, które znajdują się u podnóża kościółka. Ale najpierw – jest to druga wersja. Pierwszą wersję to wykorzystamy to, co stwierdził pan z radarem, czyli po wejściu do kościółka będziemy kopać w lewo, w tej wnęce, w której to dziwne rzeczy zaczęły się dziać z tym waszym „mądrym” urządzeniem. Tutaj mogę powiedzieć inaczej: zakłócenia były spowodowane celowo, żeby wytrącić pewne argumenty i pewność siebie temu człowiekowi, bo gdyby zakłócenia były ze stacji nadawczej, to byłyby w całym kościele, a nie tylko w jednym miejscu. Twoje zdziwienie Iwono też nie ma uzasadnienia. Tu wystarczy uruchomić tylko wyobraźnię. Przecież przeszukaliście cały kościółek. Na początku były zakłócenia, potem już w miarę sprawnie funkcjonowało urządzenie. Stwierdzał za każdym razem: „nie ma, nie ma nic”. Obraz dopiero się ukaże, kiedy – jak to mówi – wszystko zostanie poddane obróbce. Dalej – tam, gdzie było wskazane, za amboną – dalej będę upierał się przy swoim. Jest, tam jest wejście, inaczej – można kopać i dokopiemy się do sarkofagu lub, jak to mówicie, krypty, kości. Andrzeju, Nam zależy na kościach. We wnęce, po wejściu do kościoła po lewej stronie też są kości i kiedy przekopiemy się głębiej, niż te ustawowe dwa metry, przejdziemy na teren już ruin zamku. Andrzeju, żeby nie niszczyć, jak to mówicie, kościoła całego, można będzie zacząć kopać dokładnie na tym samym odcinku, tylko na zewnątrz, na placu poza kościółkiem, na tym dziedzińcu. Głębokość jest taka sama. Decyzję pozostawiam wam. Przeciągnęliśmy czas wykopalisk ze względu na pogodę. Kiedy rozpoczniemy, będzie wiosna i warunki sprzyjające ku temu, żeby można było kopać. Słucham.
Andrzej: Z tego co mówisz rozumiem, że po przefiltrowaniu tych wyników jednak jakiś obraz się ukaże, który coś nam pomoże?
SAMUEL: Oczywiście, że się ukaże, zwłaszcza ukaże się obraz tego odcinka, o którym przed chwilą wspomniałem, czyli po wejściu do kościółka lewa strona, wnęka, tam gdzie się działy te dziwne rzeczy, których to ów człowiek nie mógł wytłumaczyć. Słucham.
Iwona: Czy mogę zadać pytanie?
SAMUEL: Tak.
Iwona: Samuelu, witaj. Czy sugerujesz, żeby jako pierwsze rozpocząć kopanie właśnie tam, pod chórem, z lewej strony, czy koło ambony?
SAMUEL: Nie Iwono, sugeruję żeby pójść tropem tego naukowca. Jednak wy jako ludzie macie umysły ograniczone i wolałbym, żebyście poszli tym tropem. Dałem wam tylko sygnały. Słucham.
Andrzej: To znaczy, rozpocząć od kopania po lewej stronie, tam gdzie były te najbardziej wyraźne zakłócenia?
SAMUEL: Tak Andrzeju, zdecydowanie tym tropem pójdziemy. Dalej będziemy decydować – i albo przejdziemy poza teren kościółka, i u podnóża kościółka niby to piwnica, niby to pieczara, jak to mówią, i tym tropem pójdziemy troszeczkę w górę, a potem w dół.
Andrzej: Czy interpretacja Adama, który jest od geo-radaru, była poprawna w chwili, kiedy robił te odczyty?
SAMUEL: Gubił się – jak to można było zauważyć. Gubił się w odczytach. Nieraz powtarzał po kilka razy, gdyż wychodziły mu różne obrazy. Najlepiej może o tym powiedzieć Iwona, która cały czas patrzyła na jego ręce i ona może najlepiej powiedzieć, że często radar pokazywał inny obraz, a ku zdumieniu właśnie tego Adama – uparcie chciał, żeby obraz był taki, jaki on chce. Słucham.
Andrzej: Czy te przekłamania w interpretacji były celowo robione, czy po prostu była to pomyłka z jego strony, dezorientacja?
SAMUEL: Dokładnie – gubił się, po prostu się gubił, bo z czymś takim, co było właśnie w kościółku spotkał się po raz pierwszy. I to, Andrzeju, może potwierdzić Iwona, gdyż z jego ust padały właśnie takie słowa: „dziwne, po raz pierwszy spotykam się z takim badaniem”.
Andrzej: Tak, to ja widziałem też na filmie. Samuelu, mam prośbę o pomoc. Mianowicie jak mamy sprawy Ślęży zaprezentować w Chicago? Czy mamy mówić otwarcie o naszych badaniach, czy utrzymać pewną tajemnicę?
SAMUEL: Andrzeju, im więcej prawdy, tym lepiej dla nas wszystkich. Nie rób przekłamań takich, jakie wychodziły Adamowi. Mów, mów – dużo mów. Im więcej wiadomości, tym lepiej. Trzeba im dać temat i zaostrzyć ciekawość. Słucham.
Andrzej: Czy wyjawienie w Chicago naszych zamiarów na temat Ślęży nie spowoduje jakichś kłopotów w Polsce, szczególnie ze strony Niemców?
SAMUEL: Andrzeju, pewnych spraw nie da się uniknąć. Jeśli to, co będziemy mówić w Chicago zainteresuje Niemców, jeden plus dla nas. Brawo, możemy powiedzieć brawo! Znaczyć to będzie, że góra ta kryje naprawdę wielką tajemnicę, bo jest takie ogromne zainteresowanie. Głowy wam nie pourywają, mogę za to ręczyć. Słucham.
Iwona: Rozumiem z tego, że dobrze by było, aby opis tego, co zrobił pan Adam na górze był gotowy do wyjazdu do Chicago, tak?
SAMUEL: Iwonko, nie tak. Z tego, co było zrobione na górze w kościółku wybierzecie najciekawsze fragmenty – te, które dadzą duże zainteresowanie. Słucham.
Iwona: Czyli rozumiem, że tak jak sama się zobowiązałam powinnam dopilnować pana Adama, żeby przed wyjazdem było to wszystko gotowe? Tak?
SAMUEL: Tak, Iwono, ale niezbyt gorliwie… Słucham.
Iwona: (Ze śmiechem) Dobrze Samuelu, w takim razie ja bardzo Cię poproszę o pomoc w tej sprawie, żebym nie przesadziła w żadną stronę…
SAMUEL: Gdyby nie było przy nas Andrzeja, powiedziałbym tobie dosadnie…
Andrzej: Czyli rozumiem, że badania – wykopaliska już na poziomie fizycznym powinniśmy zacząć już po powrocie Lucyny z Chicago?
SAMUEL: Tak Andrzeju, wtedy ruszamy. Słońce, ciepło, inna Energia, dodatkowo Światowid jako bóg Słońca będzie wspierał naszą akcję. I żeby nie niszczyć im tego kościółka, spokojnie można ten pierwszy wykop na zewnątrz, na dziedzińcu, dokładnie na tym samym poziomie, jak było stwierdzone, w tej wnęce. Słucham.
Andrzej: Samuelu, kim są ludzie, którzy zniszczyli kościółek na Ślęży? Dlaczego to robią?
SAMUEL: Błędne rozumowanie o postaci duchowej o imieniu Szatan. Byli to wyznawcy – tak jak oni twierdzą – sataniści. Ale uwierz Mi Andrzeju, prawdziwa Istota Duchowa o imieniu Szatan nie przyznaje się do tej grupy, do tych w ogóle grup na całym świecie i spokojnie może tobie powiedzieć – nie znam tych ludzi. Działają wbrew wszelkim zasadom, wbrew wszelkim, jakimkolwiek normom Wszechświata. I te ugrupowania, które działają przeciwko Istotom Duchowym, nieważne, jakie to są – czy to są demoniczne – te istoty będą w pierwszej kolejności usunięte z Ziemi. Nie ma dla nich już możliwości ani szansy jakiejkolwiek poprawy. Słucham.
Andrzej: Podobno krzyż, który jest w kościele próbowano dwa razy spalić i ani razu się nie zajął ogniem. Czy to była pomoc z Waszej strony, czy ze strony Ducha Gór?
SAMUEL: Bonifacy – święty, wspaniały Duch Bonifacy. Oczywiście w całości nie mógł tym ludziom przeszkodzić w niszczeniu kościółka. Tu nie chodzi tylko o kościół, ale chodzi o kult, kult boga Światowida. Nie wolno, nie wolno do końca niszczyć – i to właśnie Bonifacy, kiedy już przebrali miarkę, wykurzył. Dał w ten sposób im znak – nie wolno podnosić zbyt wysoko ręki. Sataniści nie dokańczając mszy swojej – jak to mówią – świętej, w popłochu uciekli.
Andrzej: Czy istnieje jakiekolwiek niebezpieczeństwo z ich strony, jeśli chodzi o nas?
SAMUEL: Nie, Andrzeju, absolutnie. Oni mają tylko wyznaczony czas swojej mszy i to wszystko. Będziecie chronieni, nie bójcie się tego, ani innego ugrupowania. Słucham.
Iwona: Samuelu, czy jest taka szansa, że po pracach, które zostaną wykonane przez naszą ekipę, po zabezpieczeniu kościółka, te napady już się nie zdarzą?
SAMUEL: Będą Sobótkę i górę omijać z daleka. Ten znak, który otrzymali skutecznie ich wypłoszył, a dalej to Duch Góry już więcej nie pozwoli na dewastację. Słucham.
Andrzej: Samuelu – czy możesz powiedzieć coś więcej o Światowidzie, co to jest za bóg?
SAMUEL: Bóg – Duch, Andrzeju. Bogowie przybierali sobie imiona Andrzeju, które były potrzebne na czas danych lat, danego wieku. Nikt inny za Światowidem się nie kryje, jest to bóg Słońca. Inaczej, za Światowidem kryje się Enki. Słucham.
Iwona: Czyli Ty, Samuelu?
SAMUEL: Tak Iwono, Ja. Mój kult, czyli Ja mogę być jednocześnie w wielu miejscach w jednej chwili. Słucham.
Andrzej: No, to wyjątkowo ciekawa wiadomość. Teraz rozumiem, dlaczego tak zależy Ci na Ślęży właśnie…
SAMUEL: Nie tylko Andrzeju. Wybrałem Ślężę tylko dlatego w Polsce, że jest blisko waszego miejsca zamieszkania. Trudno wam byłoby dojeżdżać dokądś dalej i tam prowadzić prace naukowe. Co by wam dało gdybym was teraz wysłał na Wyspy Wielkanocne? Przecież te posągi, które są oglądane, też są na cześć moją zrobione. Słucham.
Iwona: Samuelu, czy możesz nam powiedzieć, czyje kości są w tej części lewej, pod chórem?
SAMUEL: Bonifacy na was czeka, a czyje są w sarkofagu, tego nie powiem. Słucham.
Andrzej: Chciałem jeszcze na chwileczkę przenieść się do Chicago, Samuelu. Rozumiem, że tam będzie szaman o imieniu Annibal i rozumiem, że zarówno on jak i Lucyna mają zażyć – jak Ty to nazywasz „grzybek”. Wydaje mi się, że masz na myśli ayauascę. Teraz, kto ma się opiekować Lucyną w czasie tego procesu?
SAMUEL: Inaczej, Andrzeju, będzie wyglądał ten proces. To w pierwszej kolejności Lucyna wypije wywar. Annibal ma być „trzeźwy”, jak to można powiedzieć, a opiekować się będzie nią dwóch psychologów. Imion tych psychologów wymieniać nie muszę i dodatkowo będzie mieć opiekę z Naszej strony. Kiedy Lucyna już odzyska świadomość i siłę, to Annibal zażyje, a pytania będzie zadawać Lucyna.
Andrzej: Tę procedurę musimy bardzo dokładnie znać, żeby wiedzieć, kto, kiedy, co ma robić, bo to jest bardzo ważna część całej…
SAMUEL: Ale bez próby generalnej. Na żadną próbę nie wyrażam zgody. Wystarczy już, że Iwona pokazała Lucynie jak smakuje grzaniec… (Śmiech) …i teraz mówi, że jest dobry. Słucham.
Andrzej: Czy będą jakieś przeszkody, aby Robert uzyskał wizę amerykańską?
SAMUEL: Nie powinno, Andrzeju, ale przekaż Robertowi – więcej pokory. Więcej pokory z jego strony i wszystko będzie dobrze, bo kiedy jest tak mocno dumny, My mamy trudności z przebiciem się przez jego zadufaną energię. To tak jest: „ja bardzo wierzę, ale podziwiajcie mnie”. Taki jest Robert. Słucham.
Iwona: Czy miałbyś jeszcze coś do przekazania, jakieś szczególne zalecenia?
SAMUEL: Nie ma. Tylko mogę powiedzieć – jedziemy do Ameryki po to, żeby na drodze odnieść sukces. Słucham.
Andrzej: Największym sukcesem Samuelu będzie znalezienie czegoś fizycznie, gdziekolwiek to będzie, tak, że ja całą energię chciałbym skierować właśnie w stronę tych poszukiwań.
SAMUEL: Zlecenie zostało przyjęte i wykonamy. Słucham.
Andrzej: Dziękuję, to wszystko Samuelu, o co chciałem Cię spytać i bardzo dziękuję za pomoc.
Iwona: Ja również dziękuję.
SAMUEL: I Ja też bardzo dziękuję za wszystko, co robicie dla Misji i dla Nas wszystkich. Do zobaczenia Andrzeju w Ameryce. Słucham.
Andrzej: Do zobaczenia Samuelu w Ameryce.